Zmiana jest częścią każdej działalności – od codziennych czynności, aż po kierowanie wielkimi projektami. Spotykam się czasem z ludźmi, którzy czekają, aż wiatr sam się odmieni, wierząc, że „jakoś to będzie”. Inni narzekają, bo przecież ciągle coś nie idzie po ich myśli. W końcu spotykam też takich, którzy nie tylko wypatrują wiatru, ale potrafią przygotować żagle w odpowiednim momencie. Zastanawiające jest, co sprawia, że w tej samej sytuacji znajdujemy tak skrajne postawy.
Narzekanie: bierność, która niewiele daje
Narzekanie wydaje się najłatwiejsze. Kiedy coś nie wychodzi, świat nie sprzyja, a my czujemy się osamotnieni w swoich staraniach, prędko przychodzi do głowy myśl: „Dlaczego zawsze ja?”, „Dlaczego znów coś musi się popsuć?”. Tyle że to podejście ma jedną, zasadniczą wadę – niewiele wnosi. Zamiast szukać wyjścia z sytuacji, tracimy czas i energię na użalanie się nad sobą czy otoczeniem. Stworzenie warunków do skutecznych działań wymaga zmiany myślenia, a narzekanie rzadko bywa motorem do takiej zmiany.
Narzekający przedsiębiorca poświęca mnóstwo siły na roztrząsanie niepowodzeń. Przyglądam się temu i widzę zawsze ten sam efekt: nic się realnie nie zmienia. Firma stoi w miejscu, pracownicy nie wiedzą, co dalej, a klienci odchodzą, bo nie widzą w takim podejściu profesjonalizmu. Jest to więc droga donikąd.
Oczekiwanie: nadzieja wbrew rzeczywistości
Z kolei optymista, który wierzy, że prędzej czy później wszystko samo się rozwiąże, liczy na to, że – jak to się ładnie mówi – „przyjdzie lepszy moment”. Ma to swój urok, bo pozwala podtrzymać ducha i wiarę w projekt, jednak sama wiara to trochę za mało. Gdy opieramy działania wyłącznie na „jakoś to będzie”, nie budujemy solidnych fundamentów, a w razie gwałtownych zmian wszystko może runąć.
Natrafiłem na firmy, w których jedyną strategią było czekanie na „więcej klientów”, „lepszą koniunkturę” czy „bardziej sprzyjający rynek”. Problem w tym, że gdy nadejdzie chwila próby, te podmioty okazują się nieprzygotowane na rzeczywistość, która potrafi być zaskakująca – na rynku nic nie dzieje się według czyjegoś wygodnego harmonogramu. Dlatego czysta nadzieja, choć bez wątpienia przyjemniejsza niż narzekanie, wciąż może prowadzić do rozczarowania i braku realnych efektów.
Proaktywność: przygotowanie żagli na nadchodzący wiatr
Kiedy przyglądam się liderom odnoszącym sukcesy, widzę jedną, powtarzającą się cechę – umiejętność przewidywania i gotowość do działania. To ludzie, którzy nie zakładają, że świat sam się naprawi, ani nie płaczą nad tym, że wszystko idzie nie tak. Oni po prostu podejmują kroki, by dostosować się do warunków, jakie panują i jakie mogą nadejść.
To podejście przynosi wymierne korzyści. Przykład? Wystarczy spojrzeć na przedsiębiorstwa, które przed kryzysami gospodarczymi już wcześniej dywersyfikowały źródła przychodu, inwestowały w nowe technologie, szkoliły pracowników i budowały relacje z partnerami z różnych branż. Gdy przyszedł trudny okres, większość z nich była w stanie względnie sprawnie przeorganizować pracę i zminimalizować straty. Tymczasem firmy bazujące wyłącznie na optymizmie lub po prostu narzekające, często walczyły o przetrwanie albo musiały zamykać działalność.
Budowanie przyszłości dzięki aktywnemu podejściu
Nie ma recepty, która od razu uczyni z nas mistrza przygotowywania żagli na każdy podmuch wiatru. Ale można zacząć od prostych kroków, takich jak realna ocena sytuacji, planowanie długofalowe i elastyczne zarządzanie zasobami. Z czasem przyjdzie odwaga, by podejmować ryzyko i wychodzić przed szereg. Wtedy nie tylko unikniemy katastrof związanych z nieprzewidzianymi wichurami, ale też będziemy w stanie wykorzystać je do szybszego rozwoju.
Lider nie musi być wszechwiedzący. Nie musi też mieć nadludzkiej determinacji. Wystarczy, że nie zadowoli się postawą bierną czy ślepym liczeniem na cud. Przygotowane żagle pozwalają wykorzystać zmiany na swoją korzyść – nawet jeśli wiatr jest silny, nawet jeśli warunki są trudne i zniechęcają do dalszego żeglowania. Właśnie wtedy lider decyduje się chwycić za ster i szukać sposobu na bezpieczne pokonanie sztormu albo wyprzedzenie konkurencji, zanim ona zdąży cokolwiek zrobić.
Tylko tyle i aż tyle: zamiast tylko narzekać, zamiast tylko czekać, lepiej przygotować się na to, co nadchodzi, i przejąć ster w swoje ręce.
Jestem właścicielem softwarehouse’u LEA24.
Od 2000 roku zajmuję się optymalizacją procesów w firmach, projektowaniem i tworzeniem dedykowanych rozwiązań informatycznych, doradztwem w zakresie oprogramowania i sprzętu, a także promocją w internecie.