Odporność – czy naprawdę chodzi tylko o leczenie ran w biegu?

W ostatnim czasie natrafiłem na zdanie, które zdobyło sporą popularność w mediach społecznościowych: „Odporność to nie brak ran – to umiejętność leczenia ich w biegu.” Brzmi ładnie, trochę jak motywacyjny cytat, który dobrze wygląda na tle zdjęcia z górskiego biegu albo w tle podcastu o rozwoju osobistym. I pewnie niejednej osobie daje poczucie siły.

Ale ja mam z tym cytatem problem.

Nie dlatego, że zupełnie się z nim nie zgadzam. Problem mam dlatego, że to zdanie upraszcza coś, co moim zdaniem jest o wiele bardziej złożone. I zbyt łatwo pozwala nam przejść do porządku dziennego nad czymś, co powinno nas zatrzymać.

Leczenie w biegu – ale dokąd i po co?

Prowadząc firmę, rozwijając projekty, zmagając się z presją, terminami i oczekiwaniami – mam za sobą niejeden bieg. I niejeden upadek. Nieraz trzeba było się podnieść, otrzepać i faktycznie „leczyć się w biegu”, bo nie było innej opcji. Klient czekał, zespół potrzebował decyzji, projekt nie mógł się zatrzymać.

Ale czy to jest odporność?

Czy to, że zamiast opatrzyć ranę porządnie, zaklejam ją taśmą i biegnę dalej, naprawdę jest oznaką siły?

Czasem ten bieg kończy się jeszcze większym urazem. Bo ignorując pierwsze sygnały, że coś się dzieje, lecimy dalej na adrenalinie, aż w końcu organizm, psychika albo zespół mówi: „stop”.

Odpoczynek też jest strategią

Mam wrażenie, że w naszej kulturze biznesowej zbyt często gloryfikujemy wytrzymałość rozumianą jako „nieważne jak się czujesz, idź dalej”. Stawiamy pomniki tym, którzy „dali radę mimo wszystko”.

A może prawdziwa odporność to nie umiejętność leczenia ran w biegu, tylko świadomość, kiedy należy się zatrzymać?

Kiedy trzeba zejść z trasy, zadbać o siebie, zrobić przegląd emocjonalny i mentalny? Może chodzi o to, żeby nie doprowadzać się do stanu, w którym każda rana musi być łapana „w locie”?

Zarządzanie firmą, projektem czy własnym życiem to przecież nie sprint. To ultramaraton. I nikt nie dobiega do mety tylko dlatego, że ignoruje kontuzje.

Czy naprawdę wszystko musimy znosić?

Często słyszę historie ludzi, którzy „przetrwali najtrudniejsze czasy” i pokazują, że to właśnie ich odporność wyniosła ich na szczyt. Ale jakim kosztem? Ile ich to kosztowało zdrowia, relacji, czasu, którego nie da się już odzyskać?

Odporność, która nie dopuszcza słabości, jest dla mnie podejrzana. Bo nie jesteśmy niezniszczalni. I nie powinniśmy udawać, że jesteśmy.

Zarówno w życiu, jak i w biznesie, mamy prawo do pauzy. Do przewartościowania. Do tego, by zejść z trasy, jeśli widzimy, że dalej nie damy rady – i wrócić na nią wtedy, kiedy będziemy gotowi.

Prawdziwa siła w elastyczności

Jeśli już miałbym napisać własną wersję tego cytatu, to brzmiałaby mniej efektownie, ale za to bardziej realistycznie:

„Odporność to nie tylko leczenie ran w biegu. To także umiejętność zejścia z trasy, gdy trzeba, i powrotu wtedy, kiedy jesteś gotów.”

Nie brzmi jak cytat na Instagram? Może i nie. Ale za to daje przestrzeń na człowieczeństwo.

A w moim świecie – w świecie prowadzenia firmy, tworzenia zespołów, pracy z klientami – właśnie to człowieczeństwo jest największą wartością. Nie nieustanna walka.

Bo nawet najlepsi wojownicy wiedzą, że nie każda rana powinna być leczona w biegu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Koniecznie przeczytaj także