W latach 60-tych XX wieku John B. Calhoun przeprowadził eksperyment zwany mysią utopią. Doświadczenie to miało odkryć, jak dostęp do nieograniczonych zasobów wpływa na zachowanie i przystosowanie organizmów do środowiska. Polegało ono na tym, że stworzono zamknięte środowisko, w którym myszy miały zapewniony nieograniczony dostęp do pożywienia, wody, miejsc do gniazdowania i innych zasobów.W tym środowisku nie było drapieżników, chorób ani innych zewnętrznych zagrożeń. Na początku eksperymentu mysia populacja rosła szybko, a myszy wydawały się dobrze funkcjonować w swoim idealnym środowisku. Z czasem jednak myszy, niegdyś sprytne i zwinne, stały się ospałe, mniej ostrożne, zaczęły pojawiać się dysfunkcje, spadła zdolność do reprodukcji, a nawet pojawiły się zachowania agresywne pomimo braku konieczności walki o zasoby.
To zaskakujące odkrycie stało się metaforą większego zjawiska, które obserwujemy również w świecie ludzi. Jest to przestrogą dla nas, przedsiębiorców i liderów biznesu, przypominającą o pułapkach, które niesie za sobą życie w nadmiarze i dostatku. Gdy mamy wszystko podane na tacy, czy naprawdę stajemy się lepsi, mądrzejsi, bardziej innowacyjni? Czy też, podobnie jak te myszy, tracimy naszą zwinność, zdolność do szybkiego reagowania na zmiany i wyzwania, które rzuca nam rzeczywistość?
Powstaje pytanie: jak zachowania myszy mają się do nas, ludzi w świecie biznesu? Wyobraź sobie, że nagle dostajesz wszystko, czego pragniesz. Sukces, pieniądze, rozpoznawalność – wszystko to bez większego wysiłku. Brzmi jak marzenie, prawda? Ale czy to naprawdę jest droga do szczęścia i spełnienia?
Psychologia dostatku mówi nam, że gdy wszystko jest podane na tacy, nasza wewnętrzna iskra, która zwykle pcha nas do działania, może zacząć przygasać. Bez wyzwań, bez konieczności rozwiązywania problemów, życie może stać się nudne. Brak motywacji do wysiłku, gdy wszystko już mamy, może prowadzić do zaskakującego paradoksu: im więcej mamy, tym mniej chcemy robić.
Pomyśl o sławnych sportowcach, gwiazdach muzyki czy magnatach biznesu, którzy po osiągnięciu szczytu zaczęli tracić swój zapał. Historie te często kończą się nienajlepiej – od braku kolejnych sukcesów po życiowe zawirowania. To przestroga, że dostatek może być równie wielkim wyzwaniem, co brak zasobów. Czyżby klucz do sukcesu tkwił gdzieś pośrodku?
Przyjrzyjmy się rodzinie Rockefellerów. John D. Rockefeller, założyciel dynastii, był synonimem ciężkiej pracy i determinacji. Znany był z oszczędności i nieustannego dążenia do doskonałości. Ale historia kolejnych pokoleń rodu wygląda już zupełnie inaczej.
Rockefellerowie drugiego i trzeciego pokolenia urodzili się już w świecie, gdzie bogactwo było normą, a wyzwanie polegało raczej na tym, jak to bogactwo wydać, niż jak je zarobić. Wiele osób mogłoby pomyśleć: “Cóż za życie! Urodzić się na złotej poduszce!”. Ale czy takie życie naprawdę sprzyja rozwojowi, innowacjom, a przede wszystkim – szczęściu?
Zamiast budować imperium, niektórzy spadkobiercy Rockefellerów skupili się na filantropii, sztuce, a nawet polityce. Choć to szlachetne działania, to jednak różnią się od pierwotnego ducha przedsiębiorczości, który kierował ich przodkiem. Czy bogactwo zmieniło definicję sukcesu dla tych, którzy nigdy nie musieli walczyć o swoją pierwszą złotówkę? To interesujące pytanie, które może rzucić nowe światło na to, jak postrzegamy sukces i motywację.
Ta sprawa wygląda podobnie we współczesnych biznesach rodzinnych. Doskonale znane są opowieści, w których założyciel firmy, z niczego budujący imperium, przekazuje stery dzieciom, a te, mając mniej energii do działania i mniej determinacji, obracają dzieło poprzednika w ruinę.
To zjawisko “bogatego dziecka” w biznesach rodzinnych jest jak przestroga dla każdego, kto marzy o przekazaniu swojego dzieła następnym pokoleniom. Czasami te następne pokolenia mają wszystko: najlepsze szkoły, świat u stóp, ale brakuje im tego “głodu” – tej palącej potrzeby tworzenia, ryzykowania, innowacji. Są jak te myszy z eksperymentu, które przestały działać, bo nie musiały.
Przykłady? Oj, jest ich sporo. Firmy, które pod skrzydłami pierwszego pokolenia rosły i rozkwitały, by później, w rękach potomków, podupadać lub zupełnie zniknąć z rynku. To nie jest reguła, ale zdarza się wystarczająco często, by zadać sobie pytanie: jak zaszczepić w następnych pokoleniach ten sam ogień, który płonął w założycielach? Może kluczem jest znalezienie równowagi między dawaniem dzieciom wszystkiego, a nauczeniem ich wartości ciężkiej pracy i determinacji.
Ale czy każda droga do sukcesu musi być usłana porażkami i trudnościami? No właśnie niekoniecznie. Pisałem o tym we wpisie “Bądź kimkolwiek chcesz” – spotkałem na swojej drodze przedsiębiorców, którzy jakby delikatnie unikali tych wszystkich biznesowych potknięć. Udawało im się to, dzięki przyjęciu strategii postępowania z dużą dozą wyczucia, stabilności i metodycznego planowania.
Mówiąc o tych, którzy zbudowali swoje firmy na solidnych fundamentach, nie szukając sensacji, a raczej konsekwentnie realizując długoterminowe plany, widać, że ich podejście do biznesu jest jak maraton, a nie sprint. Może nie mają spektakularnych opowieści o wielkich kryzysach, ale z pewnością mają historię stabilnego wzrostu i mądrego zarządzania.
Analogiczne wnioski możemy wyciągnąć z upadku wielkich cywilizacji. Wystarczy spojrzeć na starożytne Rzym czy Grecję – imperia, które w swoim czasie były synonimem potęgi i bogactwa. Niestety, z czasem, nadmiar i dekadencja zaczęły wypierać pracowitość i innowacyjność. Jakby dostatek zamiast podsycać płomień, zaczął go powoli gasić.
To tak, jakby historia szeptała nam do ucha, że nie ma nic złego w bogaceniu się i czerpaniu z tego radości, ale nie możemy zapominać o tym, co naprawdę jest ważne. Jakby przypominała, że bycie na bieżąco z nowinkami technologicznymi, ciągłe kształcenie się i rozwój, czy po prostu dbanie o to, by nasze działania miały głębszy sens – jest kluczowe i musimy o tym stale pamiętać.
Widać wyraźnie, że niezależnie od tego, gdzie jesteśmy, lekcja jest zawsze ta sama: równowaga i pamięć o tym, co nas napędza, to klucz do utrzymania płomienia, niezależnie od tego, ile mamy w portfelu.
Na końcu tej podróży, pełnej historii o myszach, Rockefellerach, spadkobiercach i starożytnych cywilizacjach, pozostaje jedno pytanie: co to wszystko naprawdę dla nas znaczy? Czy chodzi o to, by unikać dostatku? Czy raczej o to, by nie pozwolić, aby dostatek stał się naszym jedynym przewodnikiem.
Sukces, bogactwo, rozwój – to wszystko wspaniałe cele. Ale pamiętajmy, że prawdziwa satysfakcja pochodzi z równowagi, ciągłego poszukiwania, uczenia się i adaptacji. Niezależnie od tego, czy jesteś na początku swojej drogi, czy już na szczycie, kluczem jest pamięć o tym, co nas napędza, co nas pasjonuje.
To interesujące, jak różne mogą być ścieżki prowadzące do sukcesu. Niektórzy muszą przejść przez burze, by docenić słońce, inni z kolei wybierają spokojniejsze wody. Ważne, aby pamiętać, że nie ma jednej słusznej drogi. Czy wolisz emocje górskiej drogi czy bezpieczeństwo autostrady, obie mogą Cię doprowadzić do celu. Kluczem jest znalezienie własnej ścieżki i nie porzucanie jej, gdy tylko napotkamy na drobne turbulencje.
Na koniec, warto zadać sobie to ważne pytanie: “Co sprawia, że płonę z entuzjazmu, co mnie inspiruje?” Odpowiedź na to pytanie to Twój kompas, który pomoże Ci nawigować przez świat dostatku, wyzwań i zmian, zachowując przy tym prawdziwą iskrę, która sprawia, że każdy dzień jest wyjątkowy. A to jest prawdziwą sztuką zarówno w życiu, jak i w biznesie.
Jestem właścicielem softwarehouse’u LEA24.
Od 2000 roku zajmuję się optymalizacją procesów w firmach, projektowaniem i tworzeniem dedykowanych rozwiązań informatycznych, doradztwem w zakresie oprogramowania i sprzętu, a także promocją w internecie.