Bądź kimkolwiek chcesz

“Możesz zostać kim tylko chcesz”

To chyba największe kłamstwo mówców motywacyjnych, jakie kiedykolwiek słyszałem. Choćbym się starał, dawał z siebie wszystko i wylewał wiadra potu – nie zostanę młodą, długonogą blondynką, nie zostanę też najmłodszym uczestnikiem konkursu Eurowizji, ani nie mam szans być mistrzem świata w boksie zawodowym. 

Mogę natomiast “zostać najlepszą wersją samego siebie” – to stwierdzenie jest znacznie bliższe temu, co w rzeczywistości jest możliwe. Temu, co rzeczywiście mogę osiągnąć. Jako człowiek. W życiu prywatnym i zawodowym, jako pracownik, specjalista, ekspert, lub przedsiębiorca.

Żyjemy w czasach gigantycznego pędu. Ciśnienia, by dążyć do czegoś, osiągać cele, przełamywać granice, zdobywać trofea. Zawodowe, biznesowe, sportowe, życiowe, prywatne. Różne. I wszystko wokół nas skłania nas i motywuje do tego, byśmy te cele sobie wyznaczali i do ich osiągnięcia dążyli. Byśmy stawali się coraz lepsi, coraz skuteczniejsi, mieli coraz lepsze wyniki. Byśmy stawali się lepszymi wersjami samych siebie.

Miałem ostatnio okazję uczestniczyć w konferencji, podczas której odbył się panel dyskusyjny. W trakcie tego wydarzenia intensywnie ścierały się ze sobą dwie panie, obie będące kobietami biznesu, prezentujące radykalnie różne sposoby widzenia świata, cele życia, ale także sposoby prowadzenia biznesu. Zdaniem jednej nie ma szans by osiągnąć dobre rezultaty w życiu i biznesie, jeśli kilka razy człowiek nie potknie się, nie zostanie pokiereszowany i nie dozna bólu i cierpienia. Dopiero, gdy otrzepie się z kolejnej porażki – wtedy ma szansę dokonać czegoś spektakularnego. Druga z panelistek stwierdziła natomiast, że bzdurą jest stwierdzenie, że “żeby być piękną, najpierw trzeba pocierpieć”. Że można osiągnąć sukces, bez konieczności wcześniejszego upadku. Nie musi najpierw być źle, by mogło być dobrze.

Wśród firm, które znam, nie ma chyba żadnej, która osiągnęła spektakularny sukces bez wcześniejszych porażek. Drobnych lub poważniejszych zawirowań. Bo porażki uczą, pozwalają nabrać doświadczenia i zrozumieć pewne zasady, by kolejnym razem ominąć drogę, która prowadzi do negatywnych rezultatów. Tak jak dziecko – nie zrozumie, że garnek parzy, dopóki samo go nie dotknie. Gdy uczyłem się jeździć na nartach powtarzano mi “Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz”. Dlatego też osobiście staram się tych negatywnych doświadczeń nie nazywać porażkami – dla mnie są to kroki do osiągnięcia lepszych efektów.

Zresztą, co to znaczy spektakularny sukces? Dla jednego sukcesem jest realizacja wielomilionowych kontraktów, a dla innego – osiągnięcie spokoju i możliwości bezstresowego realizowania wszelkich zobowiązań finansowych, które życie na niego nakłada. Jeden musi koniecznie być w ciągłym podekscytowaniu i wciąż realizować nowe projekty z dużą liczbą wyzwań, inny stawia na ekspansję globalną, jeszcze inny swój sukces liczy wyłącznie wysokością wpływów na swoje konto. Każdy ma swoje indywidualne wizje sukcesu i każdy ma prawo do wyboru innej ścieżki jego osiągania.

I nie ma oczywiście nic złego w bogaceniu się. Mało tego – twierdzę, że bogacenie się jest bardzo fajne i każdemu powinno być dane życie w dostatku, zamiast życia w ubóstwie. Ale bogacenie się, w mojej ocenie, nie powinno być celem samym w sobie. Zresztą, jest wiele przykładów, które pokazują, że jeśli jedynym celem jest osiągnięcie bogactwa, to bardzo często nie udaje się go osiągnąć. Jeśli celem nie jest dawanie wartości, której poniekąd efektem ubocznym jest zarabianie pieniędzy, to przychody nie są stabilne i trudno jest o osiągnięcie zadowalających efektów. A jeśli nawet się to udaje, to z chwilą jego osiągnięcia – tracimy cel życia i popadamy w poważne tarapaty emocjonalne i psychiczne.

Jim Carrey, kanadyjsko-amerykański aktor i komik, powiedział kiedyś: “Chciałbym, żeby każdy człowiek miał szansę stać się sławnym i bogatym oraz żeby kupił wszystko o czym marzył – bo tylko w ten sposób zrozumie, że nie taki jest cel życia”. Czy trzeba cokolwiek dodawać? 

Oczywiście, nie można też zapominać o tych, którzy osiągają sukces, idąc drogą mniej wyboistą, unikając wielkich kryzysów. Spotkałem wielu przedsiębiorców, którzy budowali swoje firmy stopniowo, skupiając się na stałym rozwoju, zamiast na gwałtownych zmianach. Ich podejście do biznesu opierało się na przemyślanej strategii, precyzyjnym planowaniu i świadomym unikaniu niepotrzebnego ryzyka. Dla nich sukces to efekt ciągłej, stabilnej pracy i skupienia się na długofalowych celach, a nie tylko chwilowych triumfach.

Jednak to, co łączy wszystkie te różnorodne ścieżki i podejścia do osiągania sukcesu, to zrozumienie własnych wartości i celów. Osiąganie spektakularnych wyników wymaga od nas, przedsiębiorców, jasnej wizji tego, co chcemy osiągnąć i dlaczego to robimy. Sukces nie jest jednowymiarowy – jest tyle definicji sukcesu, ile jest ludzi starających się go osiągnąć.

Właśnie to różnorodne postrzeganie sukcesu sprawia, że świat biznesu jest tak fascynujący. Każdy przedsiębiorca wnosi do niego coś unikalnego, opierając swoje działania na indywidualnych doświadczeniach, wartościach i ambicjach. Dlatego też, ważne jest, by nie dać się zwieść jednostronnym definicjom sukcesu, które często promują media czy mówcy motywacyjni. W biznesie, podobnie jak w życiu, nie ma jednej uniwersalnej ścieżki do sukcesu.

Warto też pamiętać, że zarówno sukces, jak i porażka, są częścią tej samej podróży. Niektórzy z nas potrzebują tych porażek, by nauczyć się i wzrosnąć, inni zaś mogą unikać ich, działając ostrożnie i przemyślanie. Niezależnie od podejścia, kluczowe jest, by pozostać wiernym swoim wartościom i wizji, niezależnie od zewnętrznych nacisków i oczekiwań.

Sukces w biznesie jest tak zróżnicowany, jak ludzie, którzy go osiągają. Jako przedsiębiorcy, mamy wolność wyboru własnej ścieżki, dostosowanej do naszych indywidualnych potrzeb, wartości i marzeń. Niezależnie od wybranej drogi, ważne jest, aby podążać za swoją pasją, trzymać się swoich wartości i nieustannie się rozwijać. W końcu, jak powiedział Ralph Waldo Emerson, “Sukces to podróż, a nie cel końcowy”.

Udostępnij ten artykuł